-Brian, tell me please how many brothers You have?
-hmm...3 brothers. Oh no, wait wait, 4 brothers, sorry.
-and how many sisters?
-3 sisters.
Wydaje się wam, że 8 dzieciaków w jednym domu o wymiarach 5x7 to coś niezwykłego? W Lufubu to normalka. Dzieciom sprawia problem policzenie swojego rodzeństwa. Gdzie nie pójdziesz, gdzie nie spojrzysz widzisz dzieci. Począwszy od niemowlaków, noszonych przez matki lub starsze (kilku letnie) siostry, skończywszy na nastolatkach uczęszczających do miejscowej szkoły.
Postaram się, w miarę logiczny sposób, przedstawić Wam typową, Lufubiańską rodzinę. Zacznijmy od tego, że nie mogę jej nazwać tak, jakbym nazwał np swoją rodzinę- Karłuk, bo nie ma tu czegoś takiego jak wspólne nazwisko. Każde dziecko po urodzeniu otrzymuje nowe.
Rodzinę którą wam opiszę nie wybrałem przypadkowo. Znam wszystkich jej członków, dzieci zawsze są w oratorium, matka- Catherine serdecznie mnie pozdrawia, czy to w Kościele czy podczas przypadkowych spotkań na wsi. Raz miałem nawet przyjemność przyjąć od niej całkiem mocny, przyjacielski policzek, zrobiła to jednak z tak szerokim uśmiechem iż uznałem, że to jest jej sposób na okazanie sympatii.
Catherine Chama ma 49 lat. Jej codzienne czynności to: gotowanie, sprzątanie, pranie, chodzenie do buszu po kasawę i opiekowanie się najmłodszymi członkami rodziny.
|
Catherine i Sylvia |
Pierwszy mąż Catherine, Pieter zginął 13 lat temu. Owocem ich związku jest 25-letnia Elizabeth Mukonka i 15 letni Pieter Chisha który przejął imię po swoim zmarłym ojcu. Jest to głęboko zakorzeniony zwyczaj którego wszyscy przestrzegają. Gdy ktoś z rodziny umiera, wybierana jest osoba która przejmuje jego imię. Dlatego też ciężko jest po kilkunastu latach odnaleźć znaną nam w przeszłości osobę, ponieważ teraz może mieć już inne imię a jego stare zostało dawno zapomniane.
|
Elizabeth |
Drugi mąż Catherine to 42-letni Cypriano Chama (zbieżność nazwisk z małżonką przypadkowa). Jego znam najmniej ponieważ codziennie pracuje w buszu. Dziesięć lat temu urodziły im się bliźniaki- Sylvia Kapya i John Mpundu. Chodzą razem do 2 klasy. Zajęcia zaczynają o 6 rano a kończą o 10. Są to jedne z najlepiej znanych nam dzieci. Każde popołudnie spędzają w oratorium. Często zdarza się też, że odwiedzają nas w przedpołudniowych godzinach. Chodzą z nami nad rzekę, pokazują najbliższą okolicę, pomagają w różnych pracach w oratorium (np malowanie klas). Uczą mnie i Iloną Bemba, my natomiast uczymy ich angielskiego i trochę polskiego. Każdy Polski wyraz jest dla nich niezmiernie śmieszny, więc gdy jakieś dziecko się smuci wystarczy zagadać do niego w naszym języku. Do codziennych zajęć dzieci należy między innymi noszenie wody do domu, sprzątnie, gry i zabawy z innymi dziećmi i szukanie jedzenia którym mogą napełnić swoje brzuszki. Codziennie towarzyszy nam obraz dzieci kucających pod palmami i rozbijających owoce tych drzew, które są bardzo twarde ale mają w sobie cenny olej. Dzieci przeżuwają je a następnie wypluwają w postaci białych wiórek.
|
Lucy |
|
Od lewej: Sylvia, Lameki, Lucy, Lubinda |
|
Sylvia |
|
John |
Zaczęła się pora deszczowa dzięki czemu menu Lufubiątek nieco się urozmaiciło. Chodzą teraz z kieszeniami wypchanymi przeróżnymi owadami. Są to między innymi latające mrówki (miejscowy przysmak) i larwy motyli. W Polsce zwykło się mówić, że zakochany człowiek ma "motyle w brzuchu". W Afryce przybrało to dla mnie znaczenie dosłowne. Ta potrawa z pewnością nie należy do moich ulubionych, jednak teraz, gdy już mam motyle w brzuchu, mogę z radością oznajmić, że się (tak jakby) w końcu zakochałem. Czego się nie robi dla miłości...
Najmłodszym dzieckiem Państwa Chama jest 9-letni Lubinda. Chodzi do 1 klasy. Najstarsza córka Elizabeth wychowuje samotnie dwójkę dzieci- siedmioletnią Lucy i czteroletniego Lameki.
Dzieci mają posiłki 2 razy dziennie- w południe i o godzinie 18. Mają do wyboru 2 opcje- kasawę (korzeń rośliny która smakuje jak kreda) lub schimę która powstaje z rozmielonej i ugotowanej kasawy. Wartości odżywczych zbyt wiele w nich nie ma, za to w brzuchu pęcznieją dzięki czemu skutecznie zapełniają żołądki i zabijają poczucie głodu.
Bez względu na to czy dana rodzina pochodzi z Polski, Zambii, Chin, czy Meksyku, w każdym zakątku świata ma bezcenną wartość. Mam najwspanialszą rodzinę i mimo, że są 13 tysięcy kilometrów stąd, w sercu nadal są blisko. Dziękuję rodzicom za wychowanie, opiekę i wpojenie wszystkich cennych wartości którymi teraz mogę kierować się w życiu.