sobota, 15 września 2012

Ognisty taniec


Zamknij oczy. 
Wyobraź sobie 150 murzynów zebranych wokół ogniska. Najmłodszy uczestnik imprezy ma kilka miesięcy, najstarszy około 60 lat. Przyjezdny zespół zasiada najbliżej ogniska. Bębnów jak zwykle nie brakuje. Jest też własnorecznię wykonana, drewniana gitara w której  za struny służy szpagat. Chór siada tylko na moment, przy zapowiedzi kolejnej piosenki. Pierwsze uderzenie w bęben i już ciała wszystkich kobiet poruszają się z niezwykłym wyczuciem rytmu. Pośrodku dwa szpalery nastoletnich dziewcząt znające układ taneczny do każdej piosenki. Po pewnym czasie starsze kobiety tworzą małe grupki, ustwiają się w okręgu i pokazują najmłodszym jak się powinno wyginać śmiało ciało. Lufubiątka szaleją. Nastoletni chłopcy uznali, że kręcenie tyłkami przed dziewczynami to dobry sposób na podryw.
Jesteś przed lufubiańskim kościołem. Wrześniowy, upalny, afrykański wieczór. Udanej zabawy.

niedziela, 9 września 2012

Cukierek za nóż


Na pierwszym treningu było 8 osób. Na piąty przyszło 28 adeptów piłki nożnej.  Większość z nich kopie twardą jak skała piłkę bosymi stopami. Co jakiś czas widzę jak któryś z nich siedzi i wyjmuje ze stopy ciało obce. Za chwilę wraca do gry. Większość z nich nie potrafi zrobić prawidłowej pompki. Przewrót w przód to czarna magia. O wiele łatwiejsze jest salto. Strój sportowy to prawdziwa rzadkość. Na boisku można zobaczyć chłopaka w bokserkach, nikogo nie dziwi że 18-letni Jonathan gra w piżamie w kwiatki  a najmniejszemu Georgowi ciągle spadają spodnie.  Ci młodzi piłkarze posiadają jednak coś, co w piłce nożnej jest najważniejsze, serce do gry. 
Piłka z prędkością szybkiego samochodu nieuchronnie zmierza na aut bramkowy, jednak Daniela to nie obchodzi. Biegnie ile ma sił w nogach. W Europie, na każdym turnieju w którym brali by udział ci chłopcy zdobywali by puchar za grę fair play. Przywiozłem gwizdek. Używam go jedynie na zakończenie gry.
Derek jest zdecydowanie jednym z najlepszych piłkarzy. Końcówka treningu na którym jest mnóstwo osób. Pewnie bym nawet nie zauważył jego nieobecności gdyby teraz zniknął. Podchodzi, przeprasza i pyta czy może już iść do domu bo musi wziąć leki. 
Biegnę wokół boiska z nastoletnią grupą Zambijczyków. Cisza nie trwa długo. Chóralne śpiewy rodem wyjęte z filmów wojennych. Daniel wykrzykuje coraz to nowe hasła, pozostali chłopcy odpowiadają. Bezcenne. 

Dziś poczułem że jestem we właściwym miejscu na ziemi, o właściwym czasie. Piłkarze po treningu i wspólnej modlitwie dziękują mi za spędzony czas i dobrą zabawę. Najmłodsze dzieci biegną pozbierać piłki i oznaczniki. Towarzyszą mi w drodze powrotnej. Najszczęśliwsze dzieci na świecie. Jednego z nich musiałem nazwać Smiley. Po jednym z treningów pomagał mi nieść małą bramkę. Po 200 metrach jesteśmy już blisko domu. Myślę sobie -teraz to już napewno nie zobaczę uśmiechu na jego buźce, tylko wyraz trudu po przebytej drodze. Obracam się i widzę najsłodszy smile na świecie.

Mijamy starsze osoby wracające do domów po pracy na farmie. Szczere pozdrowienia i uściski dłoni. 

Podbiega do mnie 70-centymetrowy murzynek z 20-centymetrowym ostrzem którego używał do zabawy. Udało mi się wymienić cukierek na nóż.

Zachód słońca. Kris, Kris!! Backflip!! Grupa zagorzałych akrobatów czeka już przed oratorium aby kolejny dzień z rzędu ćwiczyć przerzut w tył. Coraz lepiej im to wychodzi.

Goodnight kids, see you tomorrow!