niedziela, 9 września 2012

Cukierek za nóż


Na pierwszym treningu było 8 osób. Na piąty przyszło 28 adeptów piłki nożnej.  Większość z nich kopie twardą jak skała piłkę bosymi stopami. Co jakiś czas widzę jak któryś z nich siedzi i wyjmuje ze stopy ciało obce. Za chwilę wraca do gry. Większość z nich nie potrafi zrobić prawidłowej pompki. Przewrót w przód to czarna magia. O wiele łatwiejsze jest salto. Strój sportowy to prawdziwa rzadkość. Na boisku można zobaczyć chłopaka w bokserkach, nikogo nie dziwi że 18-letni Jonathan gra w piżamie w kwiatki  a najmniejszemu Georgowi ciągle spadają spodnie.  Ci młodzi piłkarze posiadają jednak coś, co w piłce nożnej jest najważniejsze, serce do gry. 
Piłka z prędkością szybkiego samochodu nieuchronnie zmierza na aut bramkowy, jednak Daniela to nie obchodzi. Biegnie ile ma sił w nogach. W Europie, na każdym turnieju w którym brali by udział ci chłopcy zdobywali by puchar za grę fair play. Przywiozłem gwizdek. Używam go jedynie na zakończenie gry.
Derek jest zdecydowanie jednym z najlepszych piłkarzy. Końcówka treningu na którym jest mnóstwo osób. Pewnie bym nawet nie zauważył jego nieobecności gdyby teraz zniknął. Podchodzi, przeprasza i pyta czy może już iść do domu bo musi wziąć leki. 
Biegnę wokół boiska z nastoletnią grupą Zambijczyków. Cisza nie trwa długo. Chóralne śpiewy rodem wyjęte z filmów wojennych. Daniel wykrzykuje coraz to nowe hasła, pozostali chłopcy odpowiadają. Bezcenne. 

Dziś poczułem że jestem we właściwym miejscu na ziemi, o właściwym czasie. Piłkarze po treningu i wspólnej modlitwie dziękują mi za spędzony czas i dobrą zabawę. Najmłodsze dzieci biegną pozbierać piłki i oznaczniki. Towarzyszą mi w drodze powrotnej. Najszczęśliwsze dzieci na świecie. Jednego z nich musiałem nazwać Smiley. Po jednym z treningów pomagał mi nieść małą bramkę. Po 200 metrach jesteśmy już blisko domu. Myślę sobie -teraz to już napewno nie zobaczę uśmiechu na jego buźce, tylko wyraz trudu po przebytej drodze. Obracam się i widzę najsłodszy smile na świecie.

Mijamy starsze osoby wracające do domów po pracy na farmie. Szczere pozdrowienia i uściski dłoni. 

Podbiega do mnie 70-centymetrowy murzynek z 20-centymetrowym ostrzem którego używał do zabawy. Udało mi się wymienić cukierek na nóż.

Zachód słońca. Kris, Kris!! Backflip!! Grupa zagorzałych akrobatów czeka już przed oratorium aby kolejny dzień z rzędu ćwiczyć przerzut w tył. Coraz lepiej im to wychodzi.

Goodnight kids, see you tomorrow! 

2 komentarze:

  1. Zazdroszczę Ci pracy z tak ambitnymi i chętnymi dzieciakami.U nas trzeba "stać z kijem" aby "delikwent" zechciał się rozgrzać, pobiegać itp. Czytam Twoje wpisy na bezdechu, gratuluję stylu i "ducha" opowieści lufubiańskich. Prośba:dawaj więcej zdjęć, zwiększ częstotliwość!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołączam się do próśb o więcej! ;)
    świetnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń